Tak musiał wyglądać świat zanim go zepsuliśmy. Trudno dostępny region Morza Karaibskiego, który zwala z nóg.
Gdy człowiek po raz pierwszy staje na karaibskiej wyspie i rozgląda się wokół, nie jest w stanie uwierzyć własnym oczom. To jest jak wejście w kolorową widokówkę 3D. Idelna pogoda, idealne plaże, idealny turkus wody w morzu, idealne wszystko.
Gdy zaczyna Karaiby poznawać, najpierw odkrywa tętniącą życiem kulturę i z miejsca zakochuje się w reggae, soce i dancehallu, choćby ich dotąd serdecznie nie znosił. Potem trafia na kuchnię, próbuje doubles i shark'n'bake, następnie na swój pierwszy dancehall pod gołym niebem, poznaje kilku miejscowych, którzy całe życie się uśmiechają, a na koniec sprawdza, ile kosztuje dom na plaży i zaczyna myśleć o przeniesieniu się tam na stałe.
Niektóre zakątki Małych Antyli są już zepsute masową turystyką, inne po prostu biedne i brudne, ale wciąż większość wysp ma w sobie coś tak zaraźliwego, że o powrocie myśli się już wsiadając do samolotu. Każda wyspa jest zupełnie inna, warto najpierw się zorientować w mocnych i słabych stronach wszystkich po kolei, a potem wybrać odpowiednią trasę.
Komu się spodoba: wszystkim. Na pewno najbardziej plażowiczom, bo urokliwe zakątki łatwo znaleźć, ale większość wysp oferuje też sporo dla adventure seekers - jaskinie, wspinaczka, trekking, las deszczowy, nurkowanie. Równie interesujący jest to region dla tych, którzy smakują kulturę - muzyka, taniec i śpiew są na każdej ulicy. Absolutne i dosłowne piękno okoliczności przyrody działa z kolei na każdego, bez wyjątku.